sobota, 2 lipca 2016

Kącik do nauki dla nastolatka

     Nastolatki mają to do siebie, że samodzielnie chcą już aranżować swoją przestrzeń. Czasami trzeba mnóstwa  argumentów aby wybić im z głowy przesadzone lub bardzo kiczowate pomysły.
U nas sprawa jest o tyle prosta, że oboje lubimy kolorystykę black and white i to jest taka wspólna podstawa aranżowania pokoju. Syn dostał wolną rękę przy zakupie krzesła do biurka. Wybrał, oczywiście, takie z górnej półki :( Ponieważ było dość drogie zrównoważyliśmy wydatki tanim ikeowskim stołem do pracy znalezionym na Allegro.Stół idealnie wpasował się do niewielkiego pokoju, jest wygodny, lekki, ma regulowane nóżki a cena wraz z przesyłką wyniosła jedynie 114 zł. Jak wspomniałam, pokój jest niewielki, mamy ograniczone pole manewru w przypadku chęci przemeblowania. Poza tym ogranicza nas jeszcze elektryka tego mieszkania nadająca się już bardzo do remontu. Jest jeszcze przewód od internetu, który też narzuca określony układ mebli.
Wprawdzie dopiero zaczęły się wakacje a my już myślimy o kąciku do nauki. Chcemy jednak mieć już ten problem z głowy aby maksymalnie wykorzystać całe wakacje na wypoczynek, a poza tym biurko to nie tylko nauka - wiadomo, co taki dwunastolatek robi przy biurku w czasie wolnym. Jak sam mówi musi "ćwiczyć informatykę" skoro  z nią chce związać swoją przyszłość ;)














a wcześniej tak było



sobota, 25 czerwca 2016

Sansevieria i aranżacja balkonu nr 3

     Moja miłość do roślin wcale nie słabnie, wręcz przeciwnie. Tym bardziej, że trend roślinny we wnętrzach mocno jeszcze dominuje i oby jak najdłużej. W tym tygodniu z racji imienin zostałam obdarowana m.in. przepiękną lawendą oraz roślinką o jakiej marzyłam - sansevierią, inaczej zwaną wężownicą. I właśnie te rośliny stały się inspiracją do dzisiejszego posta. Mimo straszliwego upału udało mi się zaaranżować mini kącik balkonowy. Tym razem z nutką czerwieni oraz ze wspomnianą lawendą. Nie jestem fanką czerwonego, ale ostatnio trochę za nią zatęskniłam i dzisiaj będzie się ona co nieco pojawiać.
    A sansevieria ubogaciła mój roślinny kącik w salonie. Przydałby się kwietnik.... Ale to już temat na któryś z kolejnych postów :)


























sobota, 18 czerwca 2016

Sofa

     Przez cały rok oglądałam różne dywany, ponieważ nosiłam się z zamiarem wymiany starego dywanu w salonie.  W końcu, dzięki pewnemu impulsowi, zamiast z dywanem wyszłam ze sklepu z sofą.  Faktem jest, że nasza sofa miała już tyle lat, że dziwiłam się, że jeszcze jakoś się trzyma. Nie wspominając o zgromadzonym w niej przez lata kurzu. Chyba ten kurz najbardziej do mnie przemówił, tym bardziej, że moje dziecko ma silną alergię na roztocza. Dywan będzie musiał trochę poczekać.
     Wracając do sofy, nie było u mnie jakiegoś problemu z wyborem. Tym bardziej, że wszystkie wydają mi się bardzo podobne. Gdy weszłam do sklepu od razu wiedziałam, że to będzie ta. Po pierwsze - była przeceniona. Po drugie - zdaje się być wykonana z dokładnością do każdego najmniejszego szczegółu. Po trzecie - rozkłada się, i to w tak prosty sposób, że zaskoczyło mnie totalnie. Po czwarte- skrzynia na pościel jest ogromna, co w przypadku małego metrażu jest dużym plusem, mogę tu trzymać wszystko na co zawsze brakowało miejsca. I jeszcze po piąte- jest super wygodna, poduchy można przestawiać jak się chce, a dwie osoby mają dużą swobodę oglądając TV.
     Tak więc z zakupem  nie ma problemu, zamawiasz, przywożą, wnoszą, montują, a jeszcze płatność rozłożą na zero procentowe raty, po prostu sielanka. Najgorsze w tym wszystkim jest pozbycie się starego mebla, ale przy odrobinie wysiłku, z pomocą olx,  jest szansa, mnie się udało.










Na pierwszym planie mój nowy roślinny nabytek - kaktusik







     A ponieważ lubię wersję "przed" i "po" poniżej sofa starowinka, którą wspominam już 
z sentymentem





sobota, 11 czerwca 2016

Sezon truskawkowy

     Co można zrobić z koszyczka truskawek? U mnie powstało ciasto z truskawkami i kruszonką, cztery desery z mascarpone, które tak szybko zostały pochłonięte, że nie załapały się na fotki, no i cztery słoiczki dżemu. Pozostała reszta została zjedzona bez dodatków.  Nigdy nie robiłam dżemów, ponieważ uważałam, że nie warto, za dużo roboty, przecież można sobie kupić itd.  Do czasu gdy skusiłam się kiedyś na własnoręcznie robiony dżemik z pomarańczy i dyni. I nie chodzi tu o sam smak  ( rewelacyjny), ale o proces tworzenia. Te czynności, które się przy tym celebruje, to kilkudniowe odgrzewanie, to pyrkanie w garnku, to bulgotanie, zapach.  Nie dodaję żadnych wspomagaczy, dlatego ten proces trwa dłużej, chociaż nie jest wcale uciążliwy, wystarczy pamiętać aby włączyć kuchenkę i wyłączyć, no i przygotować słoiczki.












A potem, jakkolwiek to zabrzmi, zabrałam truskawki na działkę :) 
(  w przyszłym roku planuję posadzić choć parę sadzonek ;) )